MÓJ TATO … I RAK
Mój tato. Może to nie ten rodzony, którego zabrał mi nowotwór w 2007, ale mój teść jest dla mnie jak rodzony ojciec. Kocham go jak córka może kochać najlepszego ojca. Były wojskowy z sercem na dłoni. Zasadniczy, ale uczuciowy. Dla mnie, mojego męża, jego siostry, swojej żony i wnuków. Najlepszy, jakiego los mógł mi podarować. Uczciwy, pogodny, serdeczny, rodzinny. Najlepszy. Nie wyobrażam sobie, że choroba mogłaby nam go zabrać. A jest takie ryzyko. Tata zawsze prowadził zdrowy tryb życia, zawsze dbał o siebie. Gdy w lutym 2015 zgłosił się do szpitala na operację przepukliny, nie sądziliśmy, że otrzymamy wyrok na niego. Zgłosił się do szpitala nie mając żadnych złych myśli. Ot, zabieg jakich wiele dla poprawy własnego samopoczucia. Gdy godzinę później zadzwonił z informacją, że lekarze znaleźli „jakiś guz”, nasza codzienność stanęła na głowie.