MAMO, KOCHAM CIĘ, ZROBIĘ DLA CIEBIE WSZYSTKO
Nie ma takich słów, które wyrażą ból tego co się stało: mimo długiej walki Mirosława odeszła. Pozostanie na zawsze w serach tych, którzy ją tak bardzo kochają. Dziękujemy wszystkim za pomoc w jej leczeniu.
Historia Mirosławy:
Historia mojej mamy zaczyna się tak naprawdę długo przed wystąpieniem objawów chorobowych. Do tej pory ubolewam nad profilaktyką, a raczej jej brakiem jeśli chodzi o wczesne wykrywanie nowotworów w naszym kraju. Już pod koniec 2015 pamiętam pierwsze symptomy bagatelizowane przez lekarzy: odbijania, wzdęcia, wymioty żółcią. Do tego szybko doszły bóle pleców i kości. Mama była leczona na niestrawność, ortopedycznie, a nawet na depresję, ponieważ przyczyną miał być stres.
Na początku 2016 roku mama zaczęła chudnąć. Lekarze przypisywali ten stan nerwicy, ponieważ zbiegło się to ze śmiercią mojej ukochanej babci, a jej mamy, którą mama opiekowała się ponad 10 lat i której towarzyszyła do ostatnich chwil.
W kwietniu moja siostra przeszła zabieg, który miał być prostą chirurgiczną interwencją. Niestety, doszło do zakażenia sepsą, przeszła 2 kolejne operacje ratujące życie i przez miesiąc była w śpiączce. Cały czas była z nią mama, która opiekowała się nią także po powrocie ze szpitala, gdyż siostra miała uszkodzony nerw w nodze oraz wyłonioną stomię i duże problemy z poruszaniem się. Do września 2016 mama schudła ok 12 kg. Po raz kolejny przypisano ten stan stresowi i nie przeprowadzono żadnych badań obrazowych, które mogły na tym etapie doprowadzić do szybkiej interwencji i usunięcia guza w całości.
Na początku 2017 roku mama przebywała w szpitalu na oddziale neurologii. Dopiero tam lekarz neurolog wykonał usg jamy brzusznej, w którym zauważył nieprawidłowości w obrębie trzustki i skierował ją na tomografię jamy brzusznej. Tomografia wykonana w lutym 2017 wykazała zmiany w trzustce, które „mogą odpowiadać zmianom po przewlekłym zapaleniu trzustki”. W celu wykluczenia procesu rozrostowego skierowano mamę na rezonans magnetyczny. Lekarz opisujący badanie nie zauważył żadnych niepokojących zmian, co uśpiło naszą czujność i dało nowotworowi czas na dalszy rozwój. Mama nadal chudła, a do tego dołączyły bóle brzucha i pod prawym żebrem. Na początku 2018 roku lekarz rodzinny skierował mamę na usg, w którym, według opisu, po raz kolejny nie wykryto żadnych zmian. Ponieważ bóle nasilały się po 2 m-cach wykonano kolejne usg, które tym razem wykazały zmiany w obrębie trzustki. Wówczas skierowano mamę na tomografię komputerową z kontrastem. Ta nie pozostawiła złudzeń – guz . Cenny czas, który został zmarnowany wcześniej i oczekiwanie na konsultację – 1m-c, a następnie na operację – kolejne 2 m-ce dały znowu nowotworowi możliwość rozwoju.
Operacja wykonana w Katowicach na Oddziale Chirurgii Przewodu Pokarmowego ŚUM nie pozostawiła złudzeń – guz był już nieoperacyjny, a do tego pojawiły się zmiany na wątrobie. Nic nie zrobiono i zalecono nam leczenie paliatywne. Nie chcemy i nie możemy się z tym pogodzić. Chcemy spróbować każdej istniejącej możliwości zanim się poddamy. Mama zawsze pomagała innym i opiekowała się nimi. Teraz my jako rodzina chcemy pomóc jej. Na świecie w podobnych przypadkach z powodzeniem stosuje się operacje, co daje szanse na życie. Nasz NFZ nie refunduje zabiegu. Mama ma 70 lat, nie wiem czy to dużo czy mało. Wiem, że chce żyć i wbrew rokowaniom właśnie teraz ma cele i plany.
Życie nie rozpieszczało jej nigdy i tak naprawdę dopiero teraz miałaby szansę realizować swoje hobby i pasje, do których należą: opieka nad zwierzętami i hodowanie kwiatów. Moja 8-letnia córka chce nadal mieć babcię a ja chcę mieć mamę. Wiem, że jest szansa żeby żyła i jeśli nie spróbuję nigdy sobie nie wybaczę. Często wspomagałam fundacje materialnie jak również niematerialnie. Tłumaczyłam dokumentację medyczną chorych osób w celu wysłania do ośrodków medycznych za granicą, udzielałam wsparcia i pomagałam założyć konta w fundacji. Podziwiałam osoby za wolę walki wbrew bezduszności systemu. Nie sądziłam, że sama będą jedną z nich i będę prosić o pomoc i zmierzę się z brutalną rzeczywistością. Jest mi bardzo przykro, że o życiu ludzkim decydują pieniądze i procedury. Niestety, mama ma emeryturę w wysokości 1200 zł, co już teraz, po dokonaniu opłat, nie wystarcza na zakup podstawowych artykułów. Razem z siostrą pomagamy jej finansowo. Niestety, siostra mieszka sama w Holandii, nie pracuje po ciężkiej operacji, sepsie i powikłaniach 2 lata temu. Jest w trakcie rehabilitacji i utrzymuje się z zasiłku. Ja mieszkam i pracuję we Wrocławiu. Sama wychowuję córkę i spłacam kredyt hipoteczny.
Choroba mamy wymaga dużych nakładów finansowych w związku z dojazdami do specjalistów, prywatnymi wizytami, badaniami, zakupem leków, suplementów diety. Jest nam ciężko, ale staramy się zapewnić mamie co możemy. Obawiamy się jednak, że wydatki mogą nas w końcu przerosnać. Z kolei koszty operacji, do której się przygotowujemy żeby móc otrzymać kwalifikację do zabiegu całkowicie przekraczają nasze możliwości. W związku z tym bardzo prosimy o wsparcie i pomoc.
Anna Kotas- córka