“DZIADZISIU” NIE ODCHODŹ…
Jest taki rodzaj szczęścia, którego nie da się opisać słowami, widzę to w jego oczach, gdy słyszy tupot małych stópek lub gdy maleńkie rączki przewieszone na jego szyi przytulają go najmocniej jak tylko potrafi półtoraroczna dziewczynka… To mój tata, a od niedawna również ukochany „Dziadziś” dla mojej córeczki, którego wzywa tak setki razy dziennie, a on przybywa na każde wezwanie swojej Księżniczki… On zawsze był przy mnie, trwał przy łóżeczku, kiedy byłam mała, ocierał łzy, gdy płakałam, nosił mój tornister do szkoły… To moja ostoja i opoka, bo jest zawsze blisko w najtrudniejszych momentach życia… Gdy usłyszałam słowa lekarza, że zostało mu 3, może 6 miesięcy życia w moim sercu coś pękło, chciałam krzyczeć, tupać nogami z niezgody jak małe dziecko, bo przecież to mój tatuś i nie można mi go zabrać!…, płacz odebrał mi oddech na długo, bardzo długo…