MOJA WALKA Z GUZEM MÓZGU
Nie ma takich słów, które wyrażą ból tego co się stało: mimo długiej walki Wojciech odszedł. Pozostanie na zawsze w sercach tych, którzy go tak bardzo kochają. Dziękujemy wszystkim za pomoc w jego leczeniu. Dzięki Wam dłużej był razem z ukochaną rodziną.
Historia Wojciecha:
Nazywam się Wojciech (50 lat). Mam wspaniałą żonę Tamarę oraz dwójkę już dorosłych dzieci. 22 lutego 2021 roku po ataku padaczki z utratą przytomności trafiłem do szpitala i rozpoznano u mnie glejaka wielopostaciowego. 1 marca byłem operowany, guz udało się usunąć w całości i zostałem zakwalifikowany do dalszego leczenia onkologicznego polegającego na radioterapii oraz chemioterapii w Centrum Onkologii im. prof. Franciszka Łukaszczyka w Bydgoszczy.
Jestem żołnierzem Centrum Wsparcia Systemów Dowodzenia Sił Zbrojnych, w swojej ponad dwudziestoletniej służbie wspierałem i uczestniczyłem min.: w akcjach honorowego krwiodawstwa. Patriotyzmem zaraziłem również dzieci: córka Aleksandra skończyła Wojskową Akademię Techniczną, a syn Dariusz jest w trakcie studiów w Akademii Marynarki Wojennej. Wraz z żoną, dopóki mogliśmy, prowadziliśmy działalność polegającą na organizowaniu imprez, festynów, pikników dla dzieci, młodzieży i dorosłych, często wspierając inicjatywy charytatywne dla potrzebujących pomocy i wsparcia. Dziś mamy nadzieję, że część tego dobra do nas powróci.
4 września w kontrolnym MR znaleziono u mnie wznowę w ciele modzelowatym. Na szczęście nie przerwano leczenia temodalem, a kolejny kontrolny MR z 3 grudnia przyniósł dobrą i złą wiadomość: wznowa w ciele modzelowatym została wyleczona, za to pojawiła się kolejna wznowa w miejscu wcześniej operowanym.
Przygotowywano mnie do walki przez 20 kilka lat mojej służby, a najważniejszą bitwę przyszło mi stoczyć z nowotworem.
W walce tej jest wraz ze mną moja rodzina:
Żona Tamara:
Co ja czuję? ciężko to opisać i ubrać w kilku słowach. Wielki gniew, ogromna złość jeszcze większy strach, z którym jest ciężko poukładać sobie w głowie całą sprawę. To wszystko co się wydarzyło… Miało być tak pięknie i spokojnie… Tak się mówi. Dzieci odchowane więc teraz przyszedł czas na nas i cieszenie się sobą. Przecież jesteśmy jeszcze młodzi, świat stoi otworem. Życie postanowiło za nas inaczej (już drugi raz, w 2014 to mąż bał się o moje zdrowie i życie) wypowiedziało nam wojnę i zmusiło nas do walki. Bardzo ciężkiej walki. Nie wiem jak to będzie ale wiem jedno, bez waszego wsparcia finansowego nie damy rady. Jak wykorzystamy wszystkie możliwości z NFZ to będziemy musieli pokrywać koszty operacji i leczenia z własnych środków. Tego najbardziej się boję, że finanse nie pozwolą nam działać. Zawsze staraliśmy się pomagać innym ludziom, mąż powtarzał, że stan konta szczęścia nie daje, liczy się miłość zdrowie i szacunek, a my to teraz mamy więc pomagajmy.
Dariusz: Z początku choroba Taty nas zdruzgotała, jej nagłość i letalność. Jednak wraz z wdrożonym leczeniem i jego efektami wróciła nadzieja, szansa na normalne życie. W obliczu wznowy, największym zagrożeniem dla nas będzie brak możliwości leczenia. Radzimy sobie z objawami, radzimy sobie z rehabilitacją, z codziennym życiem. Z leczeniem sami sobie nie poradzimy.
Aleksandra: Takie diagnozy w kilka sekund wywracają życie całej rodziny do góry nogami. Jednakże, dopóki są możliwości leczenia to jest też mobilizacja. Szanse na wygraną są ogromne: wszędzie tam, gdzie zmiany nowotworowe były nieoperacyjne, zadziałała chemioterapia, a tam, gdzie chemioterapia nie przynosi oczekiwanych efektów, dostępne są inne metody. Tak więc wola walki jest, różnego rodzaju metody leczenia również, jedyne, czego może zabraknąć, to pieniądze, gdy NFZ odmówi już współpracy, a to może wprowadzić zabijającą bezsilność.
Pozdrawiamy
TW AD Kulpińscy