WALCZYMY, BY ZNÓW POSTAWIĆ MAMĘ NA NOGI
2 sierpnia 2016 roku, późnym wieczorem, rozmawiałam z mamą przez telefon, jak niemal co dzień. Radziłam się czy warto zaczynać coś nowego, bo przecież już mam swoje lata i może już za późno. Mama powiedziała: „A co ja mam powiedzieć?”… Następnego dnia, gdy czekałam z tatą w szpitalu „na udarze” te słowa wracały do mnie jak bumerang. Jak przepowiednia, która niechcący została wypowiedziana…
Potem najstraszniejsze 3 tygodnie czekania. Czy mama przeżyje? Przeżyła, teraz co dalej. Lekarze nic konkretnego nie mówili. Tyle tylko, że stan jest bardzo poważny, a rehabilitacja będzie długa i ciężka. Reszta była tajemnicą, którą odkrywaliśmy sami, dość powoli, ale brutalnie. Żona, mama i babcia, która nie poznaje nikogo, nie mówi, nie patrzy na nas, ciągle płacze. Nie może jeść, ruszać lewą ręką i nogą, a porażenie lewej strony uniemożliwia jakiekolwiek poruszanie się nawet w granicach łóżka. W ciągu jednej nocy została przykuta do łóżka, a mózg wykasował się zupełnie. Pierwsze próby karmienia – nieudane. Mama próbowała ssać nawet wodę z łyżki. Krztusiła się. Lekarze mówili, że to pierwotne odruchy, jak u niemowlęcia.
Jedynym jej zainteresowaniem w szpitalu był sznurek od bandaża, którym przywiązywano ją do barierki łóżka, żeby nie wyjęła sobie sondy do karmienia. Każdego dnia biegliśmy do niej, żeby ją jak najszybciej odwiązać. Poza kręceniem sznurka lub pościeli, świat obok dla niej nie istniał. A całkiem niedawno uprawiała ogródek, robiła przetwory i poszukiwała ciekawych dań w internecie.
Jeszcze w szpitalu lekarze mówili, że jest za młoda, aby ją tak zostawić, ale po 3 miesiącach pobytu, najpierw na neurologii, a potem na rehabilitacji mamę wypisano, z sugestią oddania do „jakiegoś ośrodka” oraz założenia PEGa (karmienia dożołądkowe). Nie zgodziliśmy się. Zabraliśmy do domu bezbronną, nieporadną 67-latkę, która nie wiedziała kim jest i co się z nią dzieje.
Mimo wszystko zaczęliśmy walkę z nierównym przeciwnikiem, jakim jest udar mózgu, a raczej jego skutki i często czuliśmy się pokonani, bo efekty były znikome, a do tego ten ciągły płacz, lament, płacz…. Godzinami… Wyczytaliśmy, że skutkiem udaru są napady płaczu i śmiechu, ale u mamy to nie były napady płaczu, ale nieustanny płacz. Śmiechu za to nie było. No i brak kontaktu. Jakieś pojedyncze słowa, niezrozumiałe wypowiedzi. Nie mogliśmy się niczego dowiedzieć….czy ją coś boli, czy chce jeść, jak się nazywa, kim jest i kim my jesteśmy.
Tak minął rok… Udało nam się osiągnąć małe postępy: jest lepszy kontakt, sama siedzi na krześle, je prawie wszystko, choć trzeba ją jeszcze karmić, mówi, ale niewyraźnie i nielogicznie. Bieżące wydatki pochłaniają cały domowy budżet: na życie, konsultacje medyczne, leki, domowe rehabilitacje, logopedę. Mama za wszelką cenę próbuje wstawać, ale nadal jej się to nie udaje. Najważniejsze jednak, że chce walczyć, ale potrzebuje intensywnej terapii, póki jeszcze jest szansa…
Specjaliści mówią, że jest duża możliwość poprawy, ale potrzebne są intensywne ćwiczenia (2 godziny dziennie) i dodatkowe zabiegi w komorze tlenowej. Koszty ogromne.
Walczymy o to, aby mamę postawić znów na nogi, aby mogła sama chodzić i może nawet wykonywać podstawowe czynności. I żeby kiedyś znów nazywała nas po imieniu i powiedziała nam coś, co zrozumiemy. Bez dodatkowych środków nie będzie to możliwe. Prosimy o pomoc!
Pomóc Wiesławie można dokonując wpłaty na konto:
Fundacja Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym “Kawałek Nieba”
Bank BZ WBK
31 1090 2835 0000 0001 2173 1374
Tytułem: “1149 pomoc dla Wiesławy Czarskiej”
wpłaty zagraniczne – foreign payments to help Wieslawa:
Fundacja Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym “Kawałek Nieba”
PL31109028350000000121731374
swift code: WBKPPLPP
Bank Zachodni WBK
Title: „1149 Help for Wieslawa Czarska”
Aby przekazać 1% podatku dla Wiesławy:
należy w formularzu PIT wpisać KRS 0000382243
oraz w rubryce ’Informacje uzupełniające – cel szczegółowy 1%’ wpisać “1149 pomoc dla Wiesławy Czarskiej”
Wiesławie można też pomóc poprzez wpłatę systemem Przelewy24: