TYNIA WALCZY Z NOWOTWOREM…
Bardzo trudno napisać te słowa: mimo tak długiej i trudnej walki Tynia odeszła. Pozostanie na zawsze w naszych sercach. Dziękujemy wszystkim, którzy pomogli w jej leczeniu i była z nami
Historia Justynki:
Justynka urodziła się zdrowa w grudniu 2011 roku, była naszym najwspanialszym gwiazdkowym prezentem. Beztrosko rozwijała się otoczona miłością całej rodziny i przyjaciół. Każdy jej uśmiech, gest, pierwsze słowa, kroki dawały mam ogromną radość. Wspominamy ten czas jako odległą sielankę. Nic nie zapowiadało tragedii z jaką przyjdzie nam się zmierzyć. We wrześniu 2014 roku Tynia poszła do przedszkola, doskonale odnalazła się w grupie maluchów i bardzo polubiła Panie nauczycielki. W tym czasie pojawiły się pierwsze symptomy podstępnej choroby, gorączki, osłabienie organizmu. W pierwszej chwili przyczyn pogorszenia zdrowia upatrywaliśmy w infekcjach przedszkolnych. Tynia cały czas była pod kontrolą pediatry, badania wykluczyły pasożyty, prześwietlenie klatki piersiowej nie wykazało odchyleń od normy. Bywały jednak dni a nawet tygodnie, kiedy Tynka czuła się doskonale, spędzając czas na długich spacerach, zabawie i zadawaniu niezliczonych pytań. Towarzyszenie jej w odkrywaniu Świata stanowiło nie lada wyzwanie i przyjemność.
Tuż po swoich trzecich urodzinach Justynka trafiła do szpitala z podejrzeniem infekcji dróg moczowych. Badanie usg brzuszka ujawniło coś o wiele gorszego. „Bardzo mi przykro jest guz nad lewa nerką 10 na 9 cm, kierujemy was do Lublina” – usłyszeliśmy. Jak to centymetrów? Czy to możliwe? Guz?! Trudno opisać emocje jakie nami targały. Łzy i strach, porażający strach o życie ukochanego, jedynego dziecka…
– Dlaczego jedziemy karetką mamusiu ?
– Tyniu masz chory brzuszek , jedziemy do specjalnej kliniki , w której leczy się małe brzuszki.
W lubelskim Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym usłyszeliśmy potworną diagnozę: NOWOTWÓR ZŁOŚLIWY NEUROBLASTOMA IV STOPNIA Z PRZERZUTAMI DO WĄTROBY, DZPIKU I WĘZŁÓW CHŁONNYCH. Koszmar staje się rzeczywistością .
– Mamusiu dlaczego jestem w klinice ? Jestem chora ?
Jak wytłumaczyć trzyletniej dziewczynce , że jej ciało zjada nowotwór ? Jak przekonać , że motylki-wenflony są potrzebne ? Jak przygotować na ogrom cierpienia ? W jaki sposób powstrzymać własne łzy aby dodatkowo nie straszyć dziecka ?
Pierwsze miesiące leczenia były wyjątkowo ciężkie. Tynia z ufnego, pogodnego malucha stała się przerażonym kłębkiem nerwów. Budziła się z krzykiem „tylko nie kujki”. Schudła tak, że można było uczyć na niej anatomii szkieletu . Straciła pierwsze blond loczki. Jej małe ciałko zniosło wiele, bloki chemioterapii, sześciogodzinną operację w trakcie której usunięto guz wraz z nerką. Kolejnym etapem była megachemioterapia i autoprzeszczep szpiku. Dwunastego września bieżącego roku Tynka zakończyła radioterapię . Muszę pochwalić Justynkę , w trakcie naświetleń (a było ich 14) była tak dzielna i spokojną, że nie wymagała znieczulenia ogólnego! Po ponad dziewięciu miesiącach leczenia ostatnia walka o życie Tyni – immunoterapia przeciwciałami Anty-GD2 . Terapia jest dostępna w Polsce . Niestety Justynka nie została do niej zakwalifikowana , o czym dowiedzieliśmy się w ostatniej chwili. Szansą stał się wyjazd do Włoch. Zagraniczna kuracja wiąże się z ogromnymi kosztami. Tynia jest całym naszym światem! Chcemy zrobić wszystko aby ratować życie naszej córeczki…