Przekaż 1,5% podatku na pomoc dzieciom
Fundacja Kawałek Nieba Fundacja Kawałek Nieba
KRS 0000382243

PROSZENIE O POMOC TO NIEZIEMSKO TRUDNA SZTUKA, WAŻNA LEKCJA, MOJA… SYLWIA I RAK

PROSZENIE O POMOC TO NIEZIEMSKO TRUDNA SZTUKA, WAŻNA LEKCJA, MOJA… SYLWIA I RAK

Sylwia1

 

 

Nie ma takich słów, które wyrażą ból tego co się stało: mimo długiej walki Sylwia odeszła. Pozostanie na zawsze w serach tych, którzy ją tak bardzo kochają. Dziękujemy wszystkim za pomoc w jej leczeniu.

 

Historia Sylwii:

Kiedy moja cudowna przyjaciółko-znajoma, jak się sama tytułuje, nakazała mi napisać, ogłosić, przyznać, że potrzebuję pomocy, po tym jak odmieniło się przez ostatnie miesiące moje życie – stwierdziłam ok!  jasne , to nie może być takie trudne ….Skucha – jest , jest bardzo trudne.

Jest takie cholernie trudne, mimo że ma się nieodparte wrażenie, zaglądając na strony internetowe, przeglądając facebooka, rozglądając się dookoła , że pomaganie jest obecnie „na czasie”, popularne, ma niespotykanie wiele form i przejawów- więcej niż kiedykolwiek dotąd.

Wielu wspaniałych ludzi dzieli się czasem, umiejętnościami, wiedzą, pieniędzmi . Robią to anonimowo, cichutko lub w blasku fleszy – najważniejszy jest cel – pomóc tym, którzy potrzebują. Miło na nich patrzeć, podziwiać, czy jednak równie często pochylamy się, poświęcamy tyle uwagi tym, którzy proszą…. ? Kim są ? Sama zadałam sobie to pytanie i ku swemu przerażeniu moje myśli natychmiast zabarwiły się jakoś smutno – pomyślałam, przecież także o sobie – że jestem słaba, niekompletna, nieumiejętna, że zawiodłam, nie podołałam i jakim ogromnym wstydem jest to, że nie umiem wszystkiego sama, że nie jestem samowystarczalna… Czy na pewno? Czy proszenie jest zawsze słabością, a może przeciwnie – może tkwi w nim odwaga, siła, determinacja? Czy każdy ma takie samo  prawo do pomocy, czy są bardziej i mniej na nią zasługujący ? Bo jak ustawić się na równi np. z chorymi dzieciaczkami, cudownymi nastolatkami, przed którymi jeszcze tyle zdarzeń, pierwszych razów, kart do zapisania, cały świat … ? Tę lekcję dopiero odrabiam…tyle pytań na które odpowiedzi nie mam.

Dziewięć  miesięcy temu , tuż przed najśliczniejszymi ze świąt – Bożego Narodzenia – badanie, które zrobiłam jednoznacznie wykazało, że noszę w sobie złośliwego nowotwora żołądka, który bezobjawowo, podstępnie w ciszy i spokoju dojrzewał sobie w moim wygodnym brzuchu. Banałem byłoby twierdzić, że byłam wdzięczna za tę chorobę, bo nie byłam i nie jestem, ale za to wszystko co się w jej czasie zadziało – zdecydowanie tak. W cudowny sposób, na pewno z wykorzystaniem anielskich skrzydeł moich przyjaciół i ludzi, którzy nagle pojawiali się nie wiedzieć jak i skąd na mojej drodze, we właściwym czasie i miejscu, działy się i wciąż dzieją rzeczy magiczne 🙂

Natychmiastowa operacja, niestety bez sukcesu , bo guz okazał się nieoperacyjny, albo może raczej powinnam powiedzieć bez pełnego sukcesu, bo dzięki sprawnym dłoniom chirurga i jego zabiegom znów po długim czasie mogłam rozkoszować się jedzeniem, delektować cudownością różnych smaków- znów życie zrobiło się pyszne. Potem chemioterapia i wobec dobrych rokowań druga operacja – znów bez sukcesu. Guz na razie musi ze mną zostać. A wokół wciąż wspaniali ludzie z wiarą i pozwalający wierzyć gdy moja własna wiara czasem trochę przysypia, ludzie pokazujący, że niemożliwe jest możliwe, z wiedzą, pogodnym usposobieniem,cierpliwością. Właściwie nie byłoby na co narzekać i o nic więcej nie trzeba by prosić, gdyby nie banalny, przyziemny kłopot – finansowy.

Mając niespełna 45 lat straciłam pracę, choć tyle jeszcze było do zrobienia, do zdobycia – wciąż myślę, że chwilowo- na boczny tor zjechałam zawodowo i straciłam jedyne źródło utrzymania, które dzieliłam między mnie i mego Syna. Nikt także z powodu raka kredytów w naszym kraju nie umarza, to byłaby zbyt piękna historia i tak zaczyna się wyboista droga życia – nowa i trochę nieznana. Skuteczność dostępnych w Polsce sposobów leczenia mojego typu raka nie jest zbyt wielka, choć kto by się przejmował statystyką , rzadko w moim życiu mieściłam się w jakichkolwiek „widełkach”, przedziałach tej nauki 🙂 Jest też oczywiście alternatywa dla leczenia chemioterapeutykami, któremu teraz jestem poddawana, i które przynosi raczej mizerne skutki. Klinika w Bonn zaproponowała mi trzymiesięczną kurację – chemio-immunoterapię – za niebagatelną kwotę 100 000 euro 🙂 Tak, tak  też uśmiechnęłam się niedowierzająco po otrzymaniu wyceny reszty mojego życia 🙂

Mam, jak każdy jeszcze tyle do zrobienia, do zobaczenia , do przeżycia, do dania… Mam marzenia  wyczekiwane, pielęgnowane, może nie zbyt wielkie, które na pewno nie zbawią ludzkości, ale może uratują choć jedno życie, wywołają uśmiechów tysiące, sprawią, że ktoś jeden poczuje się bezpiecznie … Bo chcę: wykopać własnymi rękami kawałek studni w Czadzie, Sudanie, Zambii czy na Madagaskarze; zobaczyć mego Syna jak staje się wspaniałym lekarzem; poczuć może jak smakuje gdy mały, słodki Ktoś nazwie mnie babcią, stworzyć z przyjaciółmi dom gdzie ludzie już mocno dojrzali będą spędzać aktywnie jesieni swego życia szczęśliwe chwile, chcę wręczyć jeszcze setki  niepraktycznych, ale z sercem przygotowanych prezentów świątecznych, urodzinowych i tych bez okazji, a raczej z okazji miłości, przyjaźni; chcę odbyć jeszcze setki spacerów z moimi psami, obdarzyć je nieskończoną ilością pieszczot i miłości  i nie odbierać im jeszcze długo poczucia bezpieczeństwa, w które tak długo nie mogły uwierzyć, porzucone i okrutnie skrzywdzone przez  ludzi, którym zaufały; chce zdążyć odwdzięczyć się za wszystko dobro , które spotkało mnie w ostatnim czasie i odczarowało to całe chorowanie :)Małe, wielkie rzeczy …ale czy dla takich właśnie nie warto żyć najbardziej ?

Zawsze wolałam dzielić się radością , bo przecież dzielić się radością to dwa razy tyle radości , czy prawdą jest też, że dzielić się smutkiem to połowa smutku – to sprawdzam – i jeśli tylko masz ochotę  zapraszam do wspólnego tej teorii sprawdzania 🙂 Jeśli nie możesz wysłać na konto użyczone przez moją „niebową” fundację złotówki wyślij mi proszę dobre myśli- przestrzeń jest informacją złapię wszystkie, wypełnię 🙂 Zrobię to, jak niespełna trzy lata temu zmierzyłam się zwycięsko z moim wielkim , niezwykłym wyzwaniem/marzeniem  – maratonem – 42 km 195 m w nogach i to uczucie, że wszystko jest możliwe:) Dziś myślę sobie, że mój rak to taki mój kolejny maraton, choć tym razem nie wiadomo jaki mam  do pokonania dystans…

Tak bardzo  chciałabym umieć „sprzedać” ten mój rakowy kłopot nie tak śmiertelnie poważnie, za moim ulubionym „onkocelebrytą” ks. Janem Kaczkowskim powtarzając :”ze śmierci trzeba żartować, bo gdyby śmierć była śmiertelnie poważna, to by nas zabiła” – absolutnie genialne :):);)

To ja sprzedaję, a Ty jeśli zechcesz, zdecydujesz się  kupić kawałek mojej opowieści, podarować mi  kawałeczek mojej nieznanej nikomu przyszłości niżej techniczne możliwości z jakich można w tym celu skorzystać .

I już nie narzekaj, nie grymaś, nie mnóż warunków, kiedy wreszcie będziesz szczęśliwy, ŻYJ !!!– dziś jest do tego najlepszy dzień – bo zawsze jest później niż Ci się wydaje.

Serdeczności

Sylwia

 

Kawałek nieba jest w każdym uśmiechu,
W każdym życzliwym słowie,
I przyjaznym geście,
W każdym pomocnym czynie.
Kawałek raju jest w każdym sercu,
Które stanowi zbawienny port dla nieszczęśliwego.
W każdym domu z chlebem, winem i serdecznym ciepłem.
Bóg włożył swoją miłość w twoje ręce,
Jak klucz do raju.

Phil Bosmans

Podaruj Kawałek Nieba...