Przekaż 1,5% podatku na pomoc dzieciom
Fundacja Kawałek Nieba Fundacja Kawałek Nieba
KRS 0000382243

MECZ O ŻYCIE …

MECZ O ŻYCIE …


Martyna1_

 

 

Mimo tak niezwykłej walki Martyna odeszła… Bardzo nas to boli. Pozostanie na zawsze w naszych sercach bardzo głęboko. Trudno powstrzymać łzy…

Historia Martyny:

Czy potrafisz uśmiechać się przez łzy? Ja potrafię i wychodzi mi to już bardzo dobrze. Gdy spytasz kogoś z czym kojarzy się wiek 16 lat powie młodość, radość, sport, początek życia z wspaniałymi możliwościami…. Mi ten wiek i każdy kolejny kojarzy się tylko z cierpieniem kolejnych kropli chemioterapii, które przelewają się przez ciało niszcząc je od środka…, a najbardziej kojarzy mi się z bólem i to tym wewnętrznym, że wszystko Ci jest zabrane, że już nie masz planów i możliwości, tylko trwasz bez końca w wielomiesięcznym więzieniu jakim jest łóżko szpitalne, włosy zbierasz garściami, aż w ogóle już ich nie ma… a Twoje serce przepełnia strach i niesamowity bunt… bo wszystko w Tobie krzyczy, że jeszcze nie czas, nie pora by odchodzić, jeszcze tyle chciałabym przeżyć, zobaczyć, poznać, a wyniki badań mówią, że mogę nie zdążyć…

Ale od początku… Mam na imię Martyna, a to moja historia:

Marcin Gortat… Maciej Lampe… NBA… Wszyscy znają te nazwiska, tę ligę… Ale ciekawe czy wiedzą co to jest sarcoma synoviale? Ilu rozumie tę nazwę?
Pewnie niewielu. Ta nazwa to łacińskie określenie NOWOTWORU ZŁOŚLIWEGO TKANEK MIĘKKICH… czyli tego, który odebrał mi wszystko…

Martyna_1Styczeń 2013. Miałam wtedy 16 lat, chodziłam do szkoły, biegałam na treningi, grałam w kolejnych meczach. Przygotowywałam się do egzaminów gimnazjalnych i egzaminu na sędziego koszykarskiego. Koszykówka to moja pasja, moje życie, marzenie i plan na przyszłość. Wiedziałam, że muszę dobrze napisać kwietniowy maraton egzaminacyjny, żeby dostać się do wymarzonej szkoły sportowej. „Mamo coś mnie uwiera w nodze”. Niby nie boli, ale coś tam jest, coś jak fasolka. „Pewnie uderzyłaś się na treningu lub podczas meczu”…
Dyskomfort nie mijał. Lekarz rodzinny w lutym skierował mnie na reumatologię, gdzie w badaniu rezonansem stwierdzono naczyniak i wyznaczono termin jego usunięcia na 24 marca. Miało być po wszystkim… Ale zły los postanowił rozgościć się w życiu moim i najbliższych. Postanowił pokrzyżować wszystkie plany… Postanowił, że od tej pory on będzie decydował o tym co i gdzie będę robić… Zdecydował, że zajmie miejsce koszykówki, że teraz to tylko o nim będę myśleć, z nim będę żyć i uwzględniać go we wszystkich swoich planach i zamiarach… Przybrał imię maziówczaka… Sarcoma synoviale…
Martyna6W dniu, kiedy pisałam pierwsze egzaminy, których wynik miał zadecydować o moim dalszym życiu mama odebrała telefon ze szpitala: „Natychmiast wracajcie To RAK! Czekamy na onkologii!”. Moja mama nie wiedziała jak mi to powiedzieć – młodej dziewczynie, sportowcowi? Nie zgodziłam sie. Mówiłam, że muszę napisać egzaminy, dopiero po nich zajmie się potworem, który zaprosił mnie do meczu o życie. Połowa kwietnia. Onkologia.. Badania – szpik czysty, płuca czyste, miednica czysta. Trzeba tylko wyciąć resztę guza z marginesem… Diagnoza potwierdza podejrzenie – maziówczak, grupa wysokiego ryzyka 3 stadium…
Od zawsze miałam duszę zawodnika, który od lat walczy o zwycięstwo… Do tej pory robiłam to wspólnie z koleżankami z drużyny. Teraz muszę walczyć indywidualnie… Stawka jest wysoka, wiedziałam o tym. Ale wiedziałam też, że nie poddam się bez walki. Parkiet koszykarskiego boiska zmienił się w ring oddziału onkologicznego… 13 maja 2013 – pierwsza chemia…Od razu mega.. 8 bloków, cykl za cyklem.. Leczenie jest koszmarne…18 lipca operacja wycięcia pozostałości po guzie.. Lekarze mówią, że w wyciętym marginesie nie ma komórek nowotworowych. To dodaje sił do walki… Początek września – Wrocław..
Radioterapia, 28 naświetlań. Powrót na oddział w Olsztynie.. Kolejne cykle chemioterapii… i niesamowite zmęczenie fizyczne i psychiczne… Ale nie poddałam się… Bo czułam, że każdy dzień przybliża mnie do końca onkologicznego piekła. I walczyłam. Jak Wojownik… Zaciekle i bezkompromisowo… Ponad 28 cykli chemio terapii, ponad rok w szpitalach z króciutkimi pobytami w ukochanym domu… I jest! 3 października 2014 – KONIEC LECZENIA!!! Radość. Ogromna!!! Wracają plany na przyszłość. Szkoła, sport, koszykówka… Jeszcze tylko badania kontrolne.
15 października 2014… TK. Noga czysta! Wielkie UFFF! Jeszcze tyko płuca… I. tu.. LICZNE GUZKI!!!!….Ponad 30… Na początek pocieszenie, że to nie musi być wznowa, to może być „tylko” grzybica lub gruźlica…. Ale dalsze badania wykluczają to podejrzenie. TO WZNOWA!! SARCOMA SYNOVIALE WRÓCIŁ!!!.. I zaatakował wielokrotnie mocniej… Wtedy naprawdę chciałam się poddać, z całych sił nie chciałam wracać na ten koszmarny oddział, znów przechodzić przez piekło chemio- i radioterapii, zabiegów i operacji… Bałam się… Ale w tym wszystkim jest rodzina, jest mama, moja opoka która nie pozwala poddać się w walce i gdy widzę jej miłość wtedy właśnie przychodzi ten uśmiech przez łzy, jest szczery, bo ją tak bardzo kocham i nie poddam się właśnie dla niej… W sercu mam duszę Wojownika, więc wiem, że znów mimo wszystko muszę stawić czoło przeciwnikowi po raz kolejny: „OK! Pierwsza kwarta dla Ciebie, ale są jeszcze trzy. Przegrana kwarta nie oznacza przegranego meczu”. Wstaję!
Od 13 grudnia przebywałam na oddziale onkologii w Olsztynie. W tym czasie byłam w domu jedynie na trzech krótkich przepustkach.
Rodzice szukali dla mnie ratunku wszędz
ie. Byli w CO w Warszawie – nic nowego nie usłyszeli. Trzeba chemii, trzeba radioterapii, ale jeśli guzy nie zostaną usunięte, choroba będzie jedynie zaleczona i może wrócić w każdej chwili… Tylko, że w Polsce powiedzieli, że guzy są nieoperacyjne, więc nic mi już nie proponują… Pozostaje chemioterapia niestandardowa czyli taka która jest nierefundowana przez NFZ – to moja nadzieja, abym została z Wami i zagrała jeszcze mecz, pewnie wtedy już nie jeden… Niestety przeszkodą są ogromne koszty – cena za szansę na moje życie… Wiem, że bez pomocy na pewno nie damy rady…

Chciałabym aby mój wiek nie kojarzył się tylko z bólem, strachem, łzami i odebranymi chwilami młodzieńczych lat… Mam duszę i wolę walki i skoro tyle już wytrwałam to wiem, że te rozgrywki nie są jeszcze zakończone… Mam nadzieję, że przyjdzie dzień, kiedy mój uśmiech nie będzie musiał tłumić płynących łez…, bo tych łez już nie będzie, zostanie radość, ta szczera, ze zwycięstwa nad tym, który zabrał mi już zbyt wiele…

Zapraszam wszystkich do drużyny na mecz o moje życie…

Kawałek nieba jest w każdym uśmiechu,
W każdym życzliwym słowie,
I przyjaznym geście,
W każdym pomocnym czynie.
Kawałek raju jest w każdym sercu,
Które stanowi zbawienny port dla nieszczęśliwego.
W każdym domu z chlebem, winem i serdecznym ciepłem.
Bóg włożył swoją miłość w twoje ręce,
Jak klucz do raju.

Phil Bosmans

Podaruj Kawałek Nieba...