WALKA Z RAKIEM ABY MÓC ODDYCHAĆ I ŻYĆ…
Trzy lata temu zrobiłam sobie, jak zwykle co roku, badania i w tym prześwietlenie klatki piersiowej. Prześwietlenie robiłam dzięki zaleceniom mojej doktor pulmonolog po przebytym pięć lat wcześniej ciężkim zapaleniu płuc. Oprócz mojego zmagania się z rozedmą płuc niczego więcej się nie spodziewałam. To co czułam , te duszności i męczliwość przy rozedmie wydawało mi się już wystarczającym znoszeniem trudności zdrowotnych na co dzień. Poszłam z wynikiem z prześwietlenia do lekarza i od razu w gabinecie doktor zadzwoniła do Instytutu Onkologii i umówiła mnie na wizytę. Szybko się działo to wszystko, i nie mówiłam nic dzieciom, bo po co niepokoić je jeśli nie ma pewności że to coś poważnego.
Dwa miesiące później już leżałam na sali operacyjnej gdzie usunięto mi część prawego płuca. Tak, to był nowotwór złośliwy. Poruszenie w rodzinie było ogromne, a ja w cichości znosiłam ból. Po kilku tygodniach po operacji dzięki Bożej sile zapomniałam że nosiłam w sobie raka bo wróciłam do normalnego życia emerytki. Kocham i kochałam dzieci i wnuki i czułam się im potrzebna i dlatego chciało mi się żyć.
Gdy wtem nastąpiło załamanie i nic już nie było pewne. Zaczęłam usypiać tam gdzie siedziałam, i widziałam zaniepokojone oczy dzieci. Gdy za ich naleganiami zgłosiliśmy się na pogotowiu to nie czekaliśmy dłużej niż 15 min i już kazano mi się przebierać w piżamę i siadać na wózku aby mnie na siedząco zawieść w trybie pilnym na oddział wewnętrzny. Podłączono mnie do tlenu i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że do tej pory brakowało mi tlenu , brakowało mi powietrza by oddychać. Znowu nie dałam się zwątpieniu że wszystko będzie dobrze, ja chcę żyć, mówiłam sobie. Ale lekarze nie chcieli mnie wypuścić do domu bez zapewnienia że w domu będę cały czas podłączona do koncentratora tlenu. Przynajmniej 16 godzin na dobę. Szybko w domu znalazł się ten sprzęt wypożyczony a ja mogłam już być wśród bliskich. No tak, ale podłączona rurką do maszyny musiałam być w tym samym miejscu, więc kładłam się i siadałam i tak na zmianę. To było gorsze niż myślałam. Byłam zdana na 2 na 2 metry kwadratowe ja chciałam jeszcze spacerować , rozmawiać z sąsiadkami i samodzielnie pójść na kawę jak robi to normalna emerytka.
Córka znalazła miejsce w Internecie gdzie zobaczyłam taki mały przenośny koncentrator tlenu który mogłabym nosić jak torebkę i wyjęłam wszystkie oszczędności aby go kupić. Kosztował prawie 5 tysięcy. A teraz miesięcznie wydaję na leczenie połowę emerytury , w listopadzie było to 550 zł.
Moje zdrowie, wiem to, jest słabe jak to u 70 letniej kobiety chorej na raka, wciąż co 3 miesiące mam robione badania Tomografii Komputerowej. Na początku tego roku miałam już Radioterapię. Chemia przy mojej wadze 45 kilogramów bo tyle ważę byłaby wyrokiem skazującym.
Ale ja chcę jeszcze otwierać oczy rano i podziwiać poranki i zachody słońca. Marzę wyrwać śmierci jeszcze wiele lat, z Bożą pomocą zobaczyć prawnuki.
Córka zabrała mnie do sklepu ze skuterami dla niepełnosprawnych. Usiadłam bez lęku na takim skuterze bo kiedyś jako młoda kobieta jeździłam motorem nad jezioro aby się opalać. Teraz słońce mi szkodzi ale mogę przecież jeszcze zrobić zakupy do domu. Robię je do tej pory przy pomocy chodzika bo już muszę się podpierać i nie mogę samodzielnie chodzić. Ale to nic ja chcę i będę żyć., Nie chcę tylko siedzieć w domu.
Marzę aby porozmawiać z ludźmi, wyjechać poza miasto tam gdzie jest czyste powietrze gdzie czułabym się psychicznie lepiej niż obecnie codziennie podpierając się chodzikiem.
Niestety pomimo że zakwalifikowałam się przez lekarza do posiadania tego skutera ale już nie mam oszczędności ani nie mogę znaleźć sposobu jak je zdobyć. Jestem zwyczajną emerytką, kupuję chleb w piekarni oddalonej o kilkaset metrów dalej aby tylko był trochę tańszy, tak samo kupuję ziemniaki i mąkę czy cukier.
Dlatego proszę, pomóżcie mi jeszcze cieszyć się życiem tyle ile mi go jeszcze zostało. A obiecuję, zostało jeszcze wiele.
Pomóc Mariannie można dokonując wpłaty na konto:
Fundacja Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym Kawałek Nieba
Santander Bank
31 1090 2835 0000 0001 2173 1374
Tytułem: 3431 pomoc dla Marianny Karwowskiej
wpłaty zagraniczne – foreign payments to help Marianna:
Fundacja Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym Kawalek Nieba
PL31109028350000000121731374
swift code: WBKPPLPP
Santander Bank
Title: 3431 Help for Marianna Karwowska
Aby przekazać 1,5% podatku dla Marianny:
należy w formularzu PIT wpisać KRS 0000382243
oraz w rubryce ’Informacje uzupełniające – cel szczegółowy 1,5%’ wpisać: 3431 pomoc dla Marianny Karwowskiej
Mariannie można też pomóc poprzez wpłatę systemem Przelewy24: