Przekaż 1,5% podatku na pomoc dzieciom
Fundacja Kawałek Nieba Fundacja Kawałek Nieba
KRS 0000382243

ABY MÓC ŻYĆ, BO MAM DLA KOGO…

ABY MÓC ŻYĆ, BO MAM DLA KOGO…

 

 

Nie ma takich słów, które wyrażą ból tego co się stało: mimo długiej walki Krzysztof odszedł. Pozostanie na zawsze w sercach tych, którzy go tak bardzo kochają. Dziękujemy wszystkim za pomoc w jego leczeniu. Dzięki Wam dłużej był razem z ukochaną rodziną.

Historia Krzysztofa:

Mam na imię Krzysztof – 47 lat. 9 października 2017r. o godzinie 11.00 życie się dla mnie zatrzymało. Do dziś nie potrafię wytłumaczyć, nawet sobie, skąd miałem siły aby wrócić samotnie z tą straszną wiadomością do domu. Usłyszałem, że mam meta na wątrobie. Co to?- pomyślałem. Następnego dnia po szczegółowych badaniach przeprowadzonych w szpitalu, znaleźli DZIADA, który dał przerzut. RAK . Żona przekazała mi tą wiadomość dość łagodnie, ale moja psychika uległa totalnej degradacji i tkwię w tym do dnia dzisiejszego. Za namową najlepszego przyjaciela, który zakończył walkę z chorobą nowotworową, badałem się systematycznie. Teraz kolej na mnie?

Myślałem…- Panie Boże, jaki masz plan? Co chcesz mi przez to przekazać?. Dziś wiem, że każdy chory zadaje właśnie te same pytania. Byłem porządnym gościem. Nigdy nie piłem, nie paliłem i dbałem o rodzinę. Tak bardzo się bałem i łudziłem, że to jednak pomyłka…Cały czas była przy mnie moja ukochana żona oraz dwie, wspaniałe córki. Nie rozstawaliśmy się na moment. Bałem się zostać sam. Żona zrezygnowała z pracy. Wszyscy mnie wspierali, ale ja nie potrafiłem i do dzisiaj nie potrafię, pogodzić się z tym co spotkało mnie i moją rodzinę.

Całe moje dotychczasowe życie wypełniała praca. Żyłem w ciągłym biegu, bez odpoczynku. Wakacje to też była dla mnie ciężka harówka. Rodzinne wyjazdy moje dziewczyny spędzały samotnie. Minęły lata, gdy zdołałem uświadomić sobie ile tracę i wybrać się na rodzinne wakacje. Zdążyłem nacieszyć się tą formą wypoczynku jedynie dwa razy. Wtedy dopadł mnie ON- POTWÓR. Może trudno będzie w to uwierzyć, ale nie przeczytałem ani jednego zdania na temat swojej choroby. Nie potrafię i nie chcę !!! Po diagnozie sprawy potoczyły się szybko. Wizyta w Warszawskim szpitalu i zaplanowana operacja…i znowu SZOK !  Jednak nie usunięto mi guza podczas zabiegu. Dzisiaj wiem, że dzięki temu żyję, ale wtedy byłem niesamowicie rozżalony.

Poddano mnie więc chemioterapii, która ma za zadanie obkurczyć guza i usunąć przerzuty. Mój maraton rozpoczął się 4 grudnia 2017r. i do dzisiaj biorę w nim udział. Co dwanaście dni, przez 48h w pierwszym rzucie leciało we mnie to „złoto”  i tak przez okres sześciu miesięcy. Obecnie co dwanaście dni przez 24h wlewają we mnie. To już dwudziesty szósty raz.

Pamiętam pierwsze Święta Bożego Narodzenia- 2017r., byłem dzień po drugiej chemioterapii. Nie mogłem utrzymać widelca w dłoni, nic przełknąć i tak bardzo bałem się, że to moja ostatnia Wigilia. Łzy lały się samoczynnie. Wszyscy cierpieli razem ze mną. Wiem, że nie byłem do końca świadomy powagi sytuacji w jakiej się znalazłem, ale inaczej nie zniósłbym tego. Żona zadbała, aby lekarz nie mówił mi całej prawdy. Dopiero niedawno powiedziała mi, że mam doceniać to, co nam Bóg daje, bo moje życie od dnia diagnozy miało trwać (najdłużej) cztery miesiące.

Trafiłem na cudownego onkologa, mojego ANIOŁA STRÓŻA. Niestety w sierpniu, zeszłego roku, ten wspaniały specjalista sam zachorował na nowotwór trzustki. Walczymy teraz razem z tym samym przeciwnikiem. CHCEMY TĄ WALKĘ WYGRAĆ ! Żona w związku z zaistniałą sytuacją musiała szukać pomocy dla mnie u innych lekarzy. Po konsultacji z innym onkologiem postanowiła, że zrobimy badania genetyczne. Okazało się, że jestem nosicielem genu BRCA1 i że istnieje leczenie, dzięki któremu mogę żyć. Niestety, to kosztowne leczenie. Bez wsparcia ludzi dobrego serca nie dam rady.

Wiele kłód pod nogi rzuca nam życie. Do tej pory radziliśmy sobie sami. Tej kłody sam już jednak nie pokonam. Na dzień dzisiejszy wiem, że potrzebuję pomocy ze strony Państwa. Wiem, że chemia kiedyś przestanie działać. W każdej chwili mój szpik może powiedzieć STOP! W sumie….już zaczyna się buntować. MUSZĘ WYGRAĆ TĘ NIERÓWNĄ WALKĘ, BO MAM DLA KOGO ŻYĆ !!! Pragnę w nadchodzący Dzień Ojca poprowadzić moją starszą córkę, Natalię do ołtarza. Marzę również, aby moja młodsza córka w tym roku dostała się na wymarzone studia. Fenomenem choroby nowotworowej jest to, jak bardzo zbliża do siebie ludzi. U nas właśnie tak się stało. Sądzę, że to najlepsza rzecz jaka mogła nas spotkać w tym nieszczęściu. Moja choroba trwa długo jak dla mnie, lecz dzisiaj już wiem, że najważniejsze jest wsparcie, zapewnienie o pamięci w modlitwie, rozmowa (niekoniecznie o mojej chorobie) a nade wszystko OBECNOŚĆ. Ważne, aby ktoś potrzymał za rękę i powiedział- DAMY RADĘ !!!
MUSZĘ ZAWALCZYĆ !
PROSZĘ WIĘC O SZANSĘ NA ŻYCIE…
KRZYSZTOF

 

 

 

 

 

pat0 Informacje_dot._zbiórek: https://www.kawalek-nieba.pl/informacje_reg/
Podaruj Kawałek Nieba...