GNIEWKO WALCZY Z BIAŁACZKĄ!
Trafiliśmy do szpitala z mega gorączką 41,7 kresek (szok! można mieć tyle??? – przecież to już ugotowanie!) oraz z objawami ziemistej skóry i osłabieniem.
Najpierw położyli nas na obserwacyjnym, jednakże długo nasze szczęście nie trwało, bowiem już tej samej nocy przejechaliśmy na oddział, o którym mi się nawet w najgorszych koszmarach nie śniło. Na ONKOLOGIĘ!!!
Ale nawet wówczas nie mogłam uwierzyć, że to real world, dopóki piorun z nieba nie grzmotnął wiadomością BIAŁACZKA!!!
Płytek krwi minimum powinno być 140-150 tysięcy, a synek po czterech transfuzjach krwi (płytek) miał ich zaledwie 40 tysięcy. Wyglądało więc na to, jakbyśmy przyjechali na płytkowym minusie?!
Wiedza na temat białaczki u mnie była w zasadzie nijaka, świtało mi że to nowotwór, że dzieciaczkom wypadają włosy i mignęło mi przed oczami kilka spotów z telewizji.
Panika przykuła mnie do komputera na całą noc i kolejnego dnia o świcie, niczym widmo z maxworami pod oczami (bo worki to zbyt pieszczotliwe określenie), byłam już specjalistką w zakresie białaczek, protokołów leczenia i rokowań.
Przekonałam się też, że strach ma nie wielkie, ale to oczy wypełnione łzami, przekrwione i spuchnięte. Łez starcza mniej więcej na dwa tygodnie, potem płacze się na sucho. A cały kunszt polega na tym, by przy dziecku tryskać uśmiechem i pozytywną energią.
Kolejna diagnoza mówiła nam, że jest to ostra białaczka limfoblastyczna, ale do 33 doby od rozpoznania nie wiadomo było o jakim jest stopniu ryzyka.
Miesiąc czasu minął mi jak nanosekunda, zapomniałam jak wygląda trójka moich pozostałych dzieci, a wieści ze świata docierały do mnie żadne. Nawet jak coś próbowało zagościć w moim umyśle, to robiło tylko wiatr między uszami i uchodziło ze świstem. Jedyne co jakimś cudem pamiętam, to że Lewandowski przewija pieluchy i że prezydentem Francji został Macron, ale co ma jedno do drugiego, nawet nie próbowałam analizować.
Po miesiącu euforia!!! (nie furia, tak – euforia, o ile o takim błogostanie można w obliczu całej tej sytuacji mówić), mianowicie okazało się, że jest to białaczka średniego ryzyka, więc może obejdzie się bez radioterapii i przeszczepu szpiku.
Tydzień temu bukłakiem chemii i płukanką zaczęliśmy kolejny drugi blok leczenia. Włoski i… rzęsy się sypią. Leżymy w szpitalu. O wyjściu nie ma mowy, bo w domu infekcja – jeden z pozostałych trzech synów załapał gila.
Dobrze że są te komputery, tablety i cała ta technika, bo w szpitalu człowiek, a tym bardziej dziecko, szybko nabyliby umiejętności wspinaczkowych po ścianach i sufitach.
Godzina za godziną lecą. Czekamy…
Jaka pomoc jest potrzebna? Każdy grosik…
Jedna odżywka wzmacniająca dla synka kosztuje w aptece 10zł. Potrzebne są i będą leki, opatrunki, kilkumiesięczne a nawet kilkuletnie dowozy na leczenie.
Gdzie nas i naszą historię znajdziecie?
Na FB wyszukując Gniewcio Mierzejewski oraz na stronach fundacji.
Pomóc Gniewkowi można dokonując wpłaty na konto:
Fundacja Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym “Kawałek Nieba”
Bank BZ WBK
31 1090 2835 0000 0001 2173 1374
Tytułem: “969 pomoc dla Gniewka Mierzejewskiego”
wpłaty zagraniczne – foreign payments to help Gniewko:
Fundacja Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym “Kawałek Nieba”
PL31109028350000000121731374
swift code: WBKPPLPP
Bank Zachodni WBK
Title: „969 Help for Gniewko Mierzejewski”
Aby przekazać 1% podatku dla Gniewka:
należy w formularzu PIT wpisać KRS 0000382243
oraz w rubryce ’Informacje uzupełniające – cel szczegółowy 1%’ wpisać “969 pomoc dla Gniewka Mierzejewskiego”
Gniewkowi można też pomóc poprzez wpłatę systemem Przelewy24: